Ranger Servival Club Dolacz do nas Relacje z zajec Plan szkolenia Poczta polowa Podreczniki Forum GRH

Zaplanowane na początek lutego zajęcia sekcji dolnośląskiej miały trwać trzy dni i obejmować zagadnienia rozpoznania chemicznego i dywersji na obiekty. Niestety, kontuzje i zdarzenia losowe zdziesiątkowały stan osobowy sekcji i tuż przed rozpoczęciem szkolenia okazało się, że zdolna do służby jest jedynie kadra. Pomimo tego postanowiliśmy przeprowadzić zajęcia, zmieniając jednocześnie ich cel i formułę. Długotrwałe chodzenie po lesie nie miało większego sensu, rozpoznanie chemiczne odpadało z braku ludzi. Doszliśmy do wniosku, że sensowne będzie przeprowadzenie niewielkiej akcji dywersyjnej, w sam raz dla malutkiego zespołu. W piątkowy wieczór spotkaliśmy się w bazie, gdzie opracowaliśmy plan. Obiektem operacji stała się stacja kolejowa pobliskiego miasta, celem - zerwanie możliwości transportu kolejowego na ważnej linii towarowej. Dzięki dobremu wcześniejszemu rozpoznaniu - zdjęcia agenturalne, mapy, zdjęcia satelitarne - wybraliśmy do zniszczenia cysterny stojące na bocznicy oraz zwrotnice pod wiaduktem.

Odprawa w bazie - przygotowanie planu operacji
cpl. Kobak, spc. Rogowska


Stawiając na szybkośc przemiszczenia się zdecydowaliśmy o wykorzystaniu transportu kołowego, co pozwoliło uniknąć nużącego przenikania przez całkowicie odkryte, zaorane pola. Około 22 wyjechaliśmy z bazy do pobliskiego lasu, gdzie wybraliśmy miejsce na późniejszą bazę przejściową oraz zbudowaliśmy skrytkę materiałową. Następnie polnymi drogami dotarliśmy w pobliże celu operacji. Zaparkowaliśmy samochód w niewielkiej kepie drzew, w zagłębieniu. Po którkiej naradzie postanowiliśmy nie maskować go siatkami, co mogło tylko zwrócić uwagę - nie zamaskowany samochód najprawdopodobniej uznany zostałby za auto myśliwego. Ubraliśmy oporządzenie i dodatkowo zamaskowaliśmy się autriackimi narzutkami - celtami w jasne, szaro-żółte plamy, idealnie zlewające się z wyschniętymi trawami. Po wyjściu zza wąskiego pasu krzaków zobaczyliśmy, jakie trudne zadanie nas czeka - podejście w bezpośrednie sąsiedztwo obiektu prowadziło otwartym, zaoranym polem, zaś w odległości około 200 metrów stała fabryka plastikowych rur, oświetlona jak choinka, w której trwała praca nocnej zmiany. Przemieściliśmy się prawie na czworakach płytkim rowem, kryjąc w trawie, w nadziei, ze jakiś zabłąkany obserwator weźmie nas za stadko dzików. Dochodzimy do polej drogi, po drugiej stronie pas drzew, rów i łąka. Przeskakuję przez drogę, przez chwilę miotam się próbując znaleźć przejście w gęstej tarninie, wreszcie zsuwam się do rowu. Daje znak światłem, Agnieszka i Kobo dołączają. Przed nami około 100 metrów łąki, dalej nasyp, tory i ciemny budynek kolejowy. Łaka jest dokładnie oświetlona lampami na wysokim maszcie, trawy są rzadkie i jakieś takie niskie. Przemieszczamy się krótkimi skokami mieszanymi z czołganiem - dopuki leżymy w trawie, nie widać nas. W koncu docieramy do nasypu, po kolei wspinamy się na niego i kryjemy przy pniach rosnących na nim sporych dębów. Przeskakuję przez tory do muru otaczającego budynek, niestety, tędy nie da się przeniknąć. Wracam, wybieramy powolne przenikanie wzdłuż nasypu w kierunku wiaduktu, mamy do pokonania około 300-400 metrów. Posuwamy się skokami od drzewa do drzewa, zalegając w cieniu. W pewnej chwili z tyłu pojawiają się światła pociągu, musimy zbiec z nasypu i ukryć się w trawie na łące, tracimy w ten sposób cały zdobyty do tej pory teren. Okropnie długi skład towarowy przetacza się powoli, po jego przejeździe znowu wydostajemy się na nasyp i ponownie rozpoczynamy przenikanie. Za ciemnym budynkiem na bocznicy stoją wagony, wśród nich kilka cystern. Do wiaduktu pozostało może ze 200 metrów, ale dalej nie da się iść całą grupą. Zalegamy przy zwalonym pniu obrośniętym krzakami i naradzamy się krótko. Agnieszka, wyposażona w granatnik M79 i Kobo z karabinem snajperskim pozostają jako ubezpieczenie, ja zaczynam czołgać się wzdłuż torów. Jest nie najlepiej, trzymam się cienia i przedzieram przez dzikie róże, poplatane trawy i gałęzie. W końcu docieram kilkanaście metrów od podstawy wiaduktu. Dochodzi druga w nocy. Tu już nie ma ani skrawka cienia, do lamp na maszcie dochodzą też latarnie nad drogą. Decyduję się skoczyć w cień pod wiaduktem - gdy prawie zrywam się do biegu, na drodze pojawia się samochód. Rzucam się w tył do cienia i zamieram w bezruchu. Samochód przejeżdża, po chwili powraca i jedzie w drugą stronę. Biegnę ile sił pod wiadukt i przyklejam się do betonowej ściany. Jest tu jasno jek w dzień, żadnej osłony a do tego dokładnie na wprost mam posterunek kolejowy. Nie ma szans na założenie ładunków, wracam do najbliższego drzewa a potem czołgam się z powrotem do reszty grupy. Wycofujemy się powoli, gdy jesteśmy na wysokości cystern, znowu pojawiają się światła lokomotywy. Zbiegamy na łąkę i zalegamy, kolejny pociąg przejeżdża powoli nad nami.

Pozostawiamy Agnieszkę z granatnikiem jako ubezpieczenie, ja i Kobo ruszamy na dywersję. "Jakby co, trzy pierwsze dymne, później odłamkowe po budynku" mówię do Agnieszki. Kobo zarzuca karabin na plecy, biegniemy do nasypu a później przez tory do wagonów. Zakładam ładunki przy dwóch cysternach, póxniej przechodzę do torów i minuję je krzyżowymi ładunkami tnącymi z zapalnikiem naciskowym. Zeskakujemy na łąke i już w trójkę odchodzimy do rowu. "Zapalniki czasowe na cysternach na 20 minut" mówię do reszty zespołu. Musimy się spieszyć, do samochodu pozostał spory kawałek drogi. Biegniemy rowem wzdłuż pól chyłkiem, czuję pot spływający mi po twarzy. Po pewnym czasie kryje nas pas krzaków, mozna wyprostować się i biec dalej. Docieramy do samochodu i odjeżdżamy jak najszybciej. Do czasu wybuchu pozostało jeszcze 5 minut.

Szybko wjeżdżamy w las i docieramy na wyznaczone wcześniej miejsce. Prowizorycznie maskujemy samochód, narzucając tylko celty na szyby i reflektory i obkładając tył auta sosnowymi gałęziami. Minęła trzecia w nocy, mamy chwilę na odpoczynek. Dzielimy się sprawiedliwie jedną polską eską, popijamy red bullem. Rozwijamy w poblizu samochodu bazę pasywną, kładąc się na ziemi w goretexowych workach. Konstruowanie schronienia nie ma sensu, liczy się raczej możliwość szybkiego zwinięcia bazy. Śpi się wygodnie i miękko na sosnowej ściółce.

Prowizorycznie zamaskowany pojazd grupy


Ranek jest słoneczny. Szybko zwijamy bazę i zagłuszamy głód papierosem i kolejnym red bullem. Wyjeżdżamy z bazy na kolejny element zajęć, szukając dogodnego miejsca. Dalsze szkolenie trwa do wczesnego przedpołudnia, po czym przemieszczamy się do HQ i konczymy zajęcia.
Szkolenie okazało się bardzo udane. Założenia udało się wykonać pomimo niesprzyjających warunków - całkowity brak liści i odkryty teren, bardzo mocne oświetlenie, spory ruch w najbliższej okolicy trasy przenikania i obiektu napadu. Uczestnicy zajęć przećwiczyli znane już elementy taktyczne, doskonalili zgrywanie w zespole i przećwiczyli nowy element - wykorzystanie samochodu jako środka transportu grupy wypadowej.

One shoot, one kill...
cpl. Kobak, sgt. Morawski

<- powrot | do góry

Copyright Ranger Survival Club design by Priamus