Ranger Servival Club Dolacz do nas Relacje z zajec Plan szkolenia Poczta polowa Podreczniki Forum GRH

Piątkowy wieczór. Przed pustą o tej godzinie leśniczówką parkujemy samochody i łączymy siły z sekcją gliwicką. Teraz trzeba przejść w rejon umówionego kontaktu z chłopakami z Rybnika, którzy na miejsce dotarli pociągiem. Warunki maskowania są fatalne - mniej więcej co 100-200 metrów brązowo-czarny las zmienia się w całkowicie białą pokrywę śniegu. Do tego śnieg topi się, tworząc na powierzchni wielkie rozlewiska, a tam gdzie śniegu nie ma zalega kilkanaście centymetrów rzadkiego błota. Co chwile trzeba zatrzymywać się i zmieniać maskowanie z białego na zwykłe i na odwrót. Nasza sekcja ma na szczęście niemieckie narzutki i zmiana trwa kilka sekund. Vikingi mają gorzej, szczególnie Zitar, który za każdym razem musi ubrać i ściągnąć kurtkę i spodnie ogrodniczki z szelkami. W lesie wielki ruch, natykamy się na jakichś ludzi z latarkami - odgłosy nie budzą wątpliwości, to złodzieje drewna. Zastanawiamy się, czy nie zadzwonić do leśniczego, ale po krótkiej naradzie z Kobem rezygnujemy - jest już dobrze po pierwszej. Musimy nadłożyć drogi, w końcu zapadamy się w bardziej gęstym lesie pomiędzy dwoma zwalonymi drzewami. Drużyna wystawia ubezpieczenie, a ja i Kobo idziemy poszukać Rybnika. Łazimy po lasach, rowach i miedzach przez następne 3 godziny, niestety bez rezultatu. W tym czasie chłopaki z Rybnika szukają nas - i to tak pechowo, że kilka razy mijamy sie o kilkanaście minut. W końcu wracamy do bazy przejściowej i kładziemy się spać. Baza jest akurat na kawałku lasu pokrytym sniegiem, dlatego maskowanie nie jest takie trudne, wystarczy porozciągać niemieckie narzutki. Rankiem ruszamy na dalsze poszukiwania Rybnika i w końcu nawiązujemy kontakt. Robimy krótką odprawę- sytuacja jest nie za ciekawa, w lesie pełno ludzi a my mamy dwa cele do załatwienia.

Dowódca wskazuje grenadierowi cele w ubezpieczeniu rozpoznania mostu


Po pierwsze należy rozpoznać i przygotować dywersję na moście. Drugim celem są zabudowania Leśnego Młyna, który należy rozpoznać, obserwować i w razie potrzeby związać znajdujące się tam siły nieprzyjaciela uniemożliwiając obronę mostu. Dzielimy nasze siły na dwa zespoły. Pierwszy z nich, składający się z naszej sekcji oraz grupy rybnickiej zajmie się mostem, drugi, złożony w Vikingów przejmie Młyn. Za dnia problemy z maskowaniem są porównywalne z nocnymi - klika razy wchodzimy w tak zaśnieżony las, że tylko białe narzutki pozwalają się zamaskować. Wreszcie wbijamy się w gęsty młodnik i zalegamy w nim. Wysłane patrole sprawdzają możliwość podejścia do mostu - okazuje się, że trzeba sforsować wezbrany rów melioracyjny szeroki na ponad dwa metry a następnie przebić się przez kilka rozległych łegów porosniętych zeschłą trawą i nielicznymi osikami. Zostawiamy plecaki w miejscu rozejścia pod dozorem kilku osób a sami w sile dwóch drużyn podejmujemy próbę podejścia do mostu. Rów forsujemy po zwalonej wierzbie, łęgi pokonujemy krótkimi skokami i pełzaniem. W końcu udeaje nam się dotrzeć do porośnietej wierzbami miedzy z widokiem a most. Nagle w drugiego brzegu wyskakują dwa quadi terenowa toyota, które pędzą prosto na nas - zalegamy gdzie kto może, przez peryskop prowadzimy obserwację. Pjazdy przez następne pół godziny bawią się rajdując po okolicznych łakach i drogach. W tym czasie zespół wypadowy złożony z trzech chłopaków z Rybnika przenika w rejon mostu i udaje się im podejśc wystarczająco blisko, aby wykonać zadanie. niestety na sam most nie wchodzą, bo na nim stoi kilka osób obserwujących wyczyny off-roadowców. Robi się późno i konieczne będzie połączenie się z Vikingami przed kolejną fazą operacji.

Wszystkie strumienie i rowy melioracyjne
wezbrały po roztopach...
Peryskop zwiadowcy
przydatne urządzenie...

Idziemy początkowo bezdrożami, póxniej musimy przyspieszyć i po zmierzchu wychodzimy na drogi. Minął już czas kolejnych kontaktów z Vikingami, wywoływanie przez radiostacje nic nie daje, milczą też telefony komórkowe. Wchodzimy w rejon Lesnego Młyna i szukamy drugiego zespołu. Migamy diodami, nawołujemy, krążymy kreśląc kolejne wiatraki. Drogi są już tak rozmiękłe, że kilkaktotnie musimy brodzć w rzadkim, gliniastym błocie po kolana. W końcu rezygnujemy i szukamy dla siebie miejsca na nocleg. Zajmujemy pozycję w rzadkim liściastym lesie, chroniąc się w zagłebieniach terenu. Pada drobna mżawka nieliczni szczęsliwi posiadacze goretexowych worków śpią już, kiedy reszta walczy z polskimi pałatkami...

Ranek jest mglisty, mokry i zimny. Musimy dotrzeć na umówioą godzinę do ostatecznego RVP, w przeciwnym razie zespoły bedą się ewakuowały osobno. Mamy około 10 kilometrów po rozmiękłych drogach i niewielką rzeczkę do pokonania, a czasu bardzo mało. Idziemy forsownym marszem, na miejsce spotkania docieramy całkowicie wykończeni i spoceni.
Szkolenie przyniosło nawet lepsze niż zakładane efekty. Pokazało konieczność utrzymywania stałej łączności i dokładnego określania współrzędnych kolejnych punktów zejścia (RVP) oraz wyznaczania w rzokazie bojowym procedur na wypadek utraty kontaktu z własnymi elementami. Zdobyte dośwaidczenia zostaną z całą pewnością uwzględnione w dalszej pracy stowarzyszenia.

<- powrot | do góry

Copyright Ranger Survival Club design by Priamus