Ranger Servival Club Dolacz do nas Relacje z zajec Plan szkolenia Poczta polowa Podreczniki Forum GRH

Wczoraj uczestnicy zajęć zjeżdżali się do późna - niektórzy z Warszawy i Tarnowa - a w dodatku wieczorem odbyła się uroczystość podpisania umowy o połączeniu klubów Ranger Survival Club i Grupy militarno-Survivalowej "Vikings"... Dlatego dzisiaj pobudka nie wyrwała nas ze snu jak zwykle o szóstej, lecz wszyscy spokojnie spali prawie do ósmej. Szybkie śniadanie i można zaczynać zajęcia. Dzielimy uczestników stażu na cztery zespoły, uwzględniając ich zaawansowanie oraz przynależność do poszczególnych sekcji regionalnych. Spośród uczestników zajęć jedynie kilku instruktorów brało udział w poprzednich zajęciach z walki w terenie zurbanizowanym, które odbyły się dwa lata temu. Musimy zacząć od podstaw, przypominając zasady działania w mieście. Na szczęście teren bazy Stowarzyszenia w dawnych koszarach oferuje znakomity pas taktyczny, jeszcze bardziej zniszczony, zagruzowany i zaśmiecony niż dwa lata temu. Zespoły szkolą się metodą musztry bojowej, wielokrotnie powtarzając te same stałe fragmenty taktyki. trudność sprawia pamiętanie o unikaniu światła otworów, okien i drzwi oraz składanie się do strzału z drugiego ramienia przy wychylaniu się zza budynku.


Następnie przychodzi czas na maskowanie - wszyscy przygotowali się do tego, dlatego widzimy zadziwiającą mieszankę mundurów i kamuflaży. Szarozielone kombinezony, szare klasyczne "moro", znakomicie maskujące na tle cegieł austriackie brązowo-czarne plamiaki. Amerykańskie woodlandy przekładamy na lewą stronę - okazuje się, że spodni nie da się nałożyć na lewą stronę i zapiąć paska, malujemy twarze w brązowo-czarne plamy, kompletujemy i sprawdzamy wyposażenie... Posiadacze brytyjskich DPM mają najgorzej, bo po lewej stronie są one soczyście zielone. Decydujemy zatem, żeby pozostawić je normalnie. Kolejne zadanie - przygotowanie bazy wypadowej w terenie zabudowanym. Wybieramy malutki, opuszczony budyneczek na końcu terenu koszar, tuż przy dziurze w płocie, za którym rosną gęste chaszcze ciągnące się aż po linię kolejową na horyzoncie. Baza zostaje urządzona w podmokłej, zatęchłej piwnicy przy wykorzystaniu znalezionych tam przedmiotów. Okienka piwniczne są dokładnie zaciemnione kawałkami dykty i szmatami, ale w taki sposób, aby nikt z zewnątrz nie dostrzegł zasłon. W środku urządzamy trzy pomieszczenia: miejsce do spania z łóżkami ze znalezionych tam starych noszy, pokój odpraw z zawieszonym pod sufitem czerwonym lighstickiem oraz pomieszczenie bytowe ze kulawym stołem i dwoma taboretami. Droga ewakuacyjna prowadzi przez studzienkę okna piwnicznego wprost do dziury w drucianym płocie i dalej w rów melioracyjny.

Krótki dzień powoli się już kończy - pora na wykonanie wreszcie jakiegoś bojowego zadania. Gromadzimy się w bazie klubu, gdzie zaczyna się odprawa. Dzisiejszej nocy musimy rozpoznać dokładnie port rzeczny w Koźlu oraz obiekty w jego sąsiedztwie - spory obszar fabryczny po drugiej stronie Kanału Kłodnickiego. Dodatkowo warto sprawdzić ruch pociągów na trasie Kędzierzyn - Nysa. Zajmą się tym trzy zespoły. Pierwszy przeprawi się przez Odrę na pontonach i przeniknie przez ogrodzenie do fabryki. Drugi transportem kołowym przedostanie się do kompleksu leśnego a następnie przeniknie przez nadrzeczne nieużytki i przeprowadzi rozpoznanie portu z przeciwległego brzegu kanału. Trzeci zespół założy stały posterunek obserwacyjny i dokładnie zanotuje ruch na trasie kolejowej. Wszyscy rozpoczynają gorączkowe przygotowania. Pierwsza wyrusza grupa "fabryczna", musi pieszo dotrzeć do miejsca na brzegu Odry, w którym odbierze pontony. Druga grupa - "portowa" -po około pół godzinie ładuje pontony, wyjeżdża samochodem i dociera na miejsce kontaktu. Tutaj pierwsze nieprzyjemne zaskoczenie - noc jest bezchmurna a księżyc w pełni. Na obu brzegach Odry jest aż gęsto od wędkarzy, a przeciwległy brzeg rozświetla kilka wielkich ognisk, przy których w najlepsze trwa zabawa. Ciemna plama fabryki kusi, lecz wiadomo, że nie ma szans na skryte przepłynięcie rzeki - tafla wody jest gładka jak lustro lśni w blasku księżyca, prawdopodobnie nawet pojedynczy pływak zostałby od razu dostrzeżony... Plan musi zostać zmodyfikowany, grupa dotrze do fabryki również samochodem.


Jadę z grupą "portową", kierowca wyrzuca nas prawie w biegu na skraju niewielkiego zagajnika. Musimy przejść parę kilometrów, niestety głównie przez ścierniska i łąki. W dodatku drogę tamują nam pasy gęstych zarośli kolczastych tarnin i głogów. Przeskakujemy przez otwarte przestrzenie chyłkiem, ubezpieczając się z kolejnych miedz i wałów porośniętych krzakami. Wreszcie przechodzimy przez wał przeciwpowodziowy i kryjemy się w wysokich trawach i trzcinowiskach terenów zalewowych. Przeprowadzam kilka kolejnych obserwacji, mierząc odległości naszym najnowszym nabytkiem - lornetką z dalmierzem laserowym. Kiedy port mamy już rozpracowany okazuje się, że trzeba bardzo się spieszyć - do czasu kontaktu z transportem zostało ledwie pół godziny. Wracamy diamentem, szybko, bardzo szybko - na szczęście księżyc schował się za chmury i zrobiło się ciemno. Zalegamy w lesie niedaleko drogi i dokładnie o umówionej godzinie pojawia się samochód. Biegnę do niego, zajmuję pozycję przy drzwiach i liczę wsiadających. Wskakuję jako ostatni i wracamy do bazy. Jest już około drugiej, a my musimy jeszcze opracować meldunek z rozpoznania...

Kolejny dzień zaczyna się zajęciami z check-pointu. Punkt kontrolny to stały element szkolenia i większość ludzi już go przerabiało. Tym niemniej dziwne niespodzianki przygotowane przez nas sprawiają, że niemal wszyscy trochę się gubią. Na punkcie pojawiają się między innymi agresywni kibice, przemytnicy broni, pan hrabia z żoną, kobieta w ciąży... Obserwujący zmagania swoich kolegów mają sporo rozrywki, jednak ćwiczącej akurat grupie wcale nie jest do śmiechu.

Po krótkiej przerwie na obiad przystępujemy do omawiania kolejnego zadania bojowego na noc - dywersji na rozpoznanych wcześniej obiektach. Dzielimy się teraz na dwie grupy i zamieniamy obiektami. Przedstawiamy wyniki rozpoznania i dokładnie planujemy w grupach realizację. Grupa dywersyjna alfa będzie dziś grupą "portową" - zatopi pudła barek tamując szlak żeglugowy. Grupa bravo będzie grupą "fabryczną" - spenetruje ponownie fabrykę i wysadzi instalacje przemysłowe. Przygotowujemy ładunki wybuchowe, sprawdzamy zapalniki i powtarzamy elementy planu. Alfa pompuje obwarzanek - malutki ponton bez dna, na którym dotrze do zacumowanych przy wbitych w dno słupach barek. Po raz kolejny poprawiamy maskowanie i sprawdzamy wyposażenie.

grupa "Bravo" przed wyruszeniem do fabryki


Pozostaje już tylko czekać... Alfa jedzie pierwsza, bravo niemal godzinę po niej. Kładziemy się na podłodze samochodu, który wjeżdża w portową dzielnicę. Niestety, wszędzie sporo ludzi. Bula gasi światła i wjeżdża na teren fabryki. Mamy tylko kilka sekund, wyskakujemy i biegniemy do najbliższego otworu. Zalegamy w środku osłaniając niewielkie okna. Rozglądam się i widzę, że wszyscy mają dobre pozycje, skryci w cieniu. Nasłuchujemy przez dobre kilkanaście minut, ale raczej nikt nie zauważył naszego przyjazdu. Budynek jest ciemny i zrujnowany, na podłodze zalega gruz i potłuczone szkło, trzeba poruszać się bardzo ostrożnie i cicho. Dzielimy się na dwie sekcje, jedną dowodzi Byku, drugą ja. Byku idzie jako pierwszy, ja ubezpieczam z tyłu. Ogrom budynku przytłacza, wielkie hale wyglądają jak wnętrza sporego kościoła - z olbrzymimi oknami, galeriami, kręconymi schodkami... Przez pierwszych parę pomieszczeń troszeczkę się gubimy, ale w końcu udaje się nad tym zapanować i dalej idzie już sprawnie - wszyscy trzymają ustalone sektory obserwacji i ostrzału i zajmują prawidłowe pozycje. Jedna z sal w półpiwnicy jest ciemna, niska i wypełniona filarami oddalonymi od siebie o około metr. Kilkukrotnie walę się w głowę o betonowe legary i bardzo cieszę się z zabrania hełmu. Z tej sali wychodzimy wąskimi schodkami na piętro, tutaj są dwie połączone wielkie hale, przez ogromne okna wpada światło księżyca i jest jasno jak w dzień. W kolejnej hali jest dziwne podwyższenie i szyb windy, z niej wchodzimy na szerokie schody prowadzące do wyjścia oraz na górę, gdzie czeka łańcuch kolejnych sal, hal i korytarzy. Na jego końcu budynek jest zupełnie wypalony, przez czarne resztki stropu widać niebo i gwiazdy.

Sprawdzamy cały budynek, powtarzając ten sam schemat - Byku ze swoją sekcją wchodzi do pomieszczenia, my ubezpieczamy tył z przejścia. Gdy on dociera do kolejnego przejścia, podchodzimy do niego i powtarzamy wszystko kolejny raz. Po sprawdzeniu budynku wracamy do podziemnej "sali kolumnowej" i stamtąd przeskakujemy do kolejnego budynku. Sekcja Byka jest ubezpieczana przez snajpera i naszą grupę, biegną kilkanaście metrów i wpadają do dużej prostokątnej hali wypełnionej szkłem. Teraz nasza kolej, przebiegamy otwartą przestrzeń i wskakujemy przez wytłuczone okno. Po drugiej stronie hali jest wąskie przejście, może 4-5 metrów i kolejny budynek. Prześlizguję się po framudze, mając nadzieję że nie zostały w niej żadne odłamki szyby i wskakuję do kolejnej hali. Tu jest już bardzo ciemno, prowadzę swoją sekcję, która utrzymuje kierunek w zasadzie tylko dzięki "kocim oczom" na moim hełmie. W pewnej chwili czuję, że ziemia ucieka mi spod nóg. Przez bardzo długą sekundę myślę że to szyb windy i zastanawiam się ile metrów będę leciał... Na szczęście to tylko jakaś malutka studzienka, wpadam do niej może po pas. Wychodzimy na drugą stronę hali i nareszcie widzimy nasz cel - spory budynek z wysoką ceglaną wieżą. Trzeba do niej przejść spory placyk z jakimiś betonowymi basenami. Ubezpieczamy grupę Byka a po ich sygnale skaczemy wszyscy na raz, kuląc się w świetle księżyca z nieprzyjemnym uczuciem bycia tarczą na strzelnicy. Wewnątrz budynku rozstawiamy ubezpieczenia i ruszamy we trzech na piętro. Strop wieży jest pełen dziur, włączam malutką czerwoną diodę i z jej pomocą penetrujemy zakamarki. docieramy do wielkiej hali wypełnionej przez cztery ogromne betonowe silosy. Metalowe pomosty są całkowicie przerdzewiałe i uginają się nagle pod Bykiem, zgrzytając nieprzyjemnie.

Chwytam go z tyłu za kamizelkę - nie ma co pchać się dalej górą, musimy dotrzeć do podstawy tych zbiorników. Znajdujemy jakieś strome betonowe schodki bez poręczy, schodzimy w ciemność. Silosy robią od dołu jeszcze większe wrażenie, są ze sobą połączone rurami. Decydujemy się założyć ładunki pod środkowym - ponieważ są połączone powinno to wyłączyć z użytku całość instalacji. Zakładamy ładunki z zapalnikiem czasowym i wycofujemy się do reszty grupy - i wracamy do największego budynku kompleksu. Aby nie przechodzić znowu tą samą trasą przez otwartą przestrzeń wybieramy ciemną półpiwnicę. Ciemność jest absolutna, nie robi żadnej różnicy czy się zamknie, czy otworzy oczy. Nie jestem jednak pewien, czy nie ma jakichś okien lub otworów i decyduję nie włączać latarki. Idę na czele swojej sekcji, reszta kieruje się moimi "kocimi oczami". Marsz jest powolny i męczący, stawiam stopy ostrożnie, wyczuwając podłoże a wyobraźnia podsuwa mi studzienki podobne do tej, w którą wpadłem. Z przodu tak samo męczy się Byku prowadząc pierwszą sekcję. Wreszcie robi się o ton jaśniej, wychodzimy do znajomej "sali kolumnowej". Pora wzywać transport - nagle Byku wraca i mówi mi, że przed budynkiem czeka nasz Żuk. Wyglądam peryskopem - rzeczywiście stoi w cieniu z wygaszonymi światłami. Zbieramy ludzi i wsiadamy, a samochód rusza. Sprawdzamy straty - okazuje się, że nasz snajper Kobo przeciął sobie kolano, jest też parę innych drobnych skaleczeń i urazów spowodowanych brakami w ochronnym wyposażeniu - głównie ochraniaczy na kolana i hełmów.

Grupa Alfa poczas pomowania i sprawdzania pontonów


W tym czasie grupa alfa przenikała naszą wczorajszą trasą do cumowiska barek. Szli diamentem, dodatkowo transportując nadmuchany ponton-obwarzanek, co sprawiło sporo problemów kolczastych zaroślach. Założyli ładunki na dwóch połączonych ze sobą pudłach barek i skutecznie zablokowali tor wody prowadzący od basenów portowych do Odry.

Całość zgrupowania spotyka się w sali odpraw. To jeszcze nie koniec zabawy na dzisiejszą noc. trzeba jeszcze wykorzystać efekty rozpoznania prowadzonego wczoraj przez trzeci zespół i dokonać dywersji na most kolejowy. Jedna z grup rusza w kierunku mostu. Druga - ma za zadanie urządzić zasadzkę na powracających dywersantów. Dodatkowo dwóch ochotników zgłasza się do przeprowadzenia operacji przeciwdywersyjnej. Przebierają się w cywilne ubrania, pod które chowają broń, z puszkami po piwie w rękach idą na most. Okazuje się, że ta mała operacja "pod przykryciem" skutecznie blokuje działania dywersantów - zostają oni wykryci i po wymianie ognia muszą się wycofać. Akcja pod mostem trwa jednak tak długo, że zasadzka zostaje w tym czasie zwinięta.

Przykłady testów kamuflażu w terenie zurbanizowanym:
strzelec wyborowy na stanowisku na betonowym rumowisku - austriacka "celta", strona jasnana tle cegieł - austriacka "celta", strona ciemna


Niedzielny poranek to czas na omówienie zadań i wymianę poglądów. Jeszcze raz analizujemy swoje błędy i rozważamy sposoby lepszego wykonania na przyszłość. Kolejne zajęcia walki w mieście odbędą się prawdopodobnie w przyszłym roku...

<- powrot | do góry

Copyright Ranger Survival Club design by Priamus